



Rozdział 4 Nie jesteś dla mnie wystarczająco dobry
"Jesse!" Zoey przerwała mu, odwracając głowę, by spojrzeć na Henry'ego. Facet był zdecydowanie przystojny, ale nie wydawał się zbyt bystry.
Uśmiechnęła się i nalała Henry'emu filiżankę herbaty, poruszając się z dziwnym spokojem. "Wiesz, mimo że jesteś strasznie irytujący, przynajmniej jedną rzecz masz rację: jesteś poza moim zasięgiem. Nie pasujemy do siebie. Po prostu nie jesteś na moim poziomie."
Twarz Henry'ego zamarła, patrząc na nią, jakby była szalona. 'Czy ta dziewczyna jest poważna? Myśli, że nie jestem dla niej wystarczająco dobry?!'
Jego zazwyczaj chłodna i surowa twarz wyglądała, jakby miała zaraz pęknąć. Po chwili zacisnął zęby, wziął herbatę, zadrwił i usiadł.
Widząc swojego wnuka w takim stanie, Jesse nie wściekł się. Zamiast tego, śmiał się w duchu. 'Ten dzieciak, zawsze próbuje wyglądać na zimnego, a teraz dostaje nauczkę od Zoey!'
Próbując zachować powagę, Jesse znów spoważniał, marszcząc brwi. "Zoey, nie obwiniaj mnie za to, że używam argumentu wieku. Wtedy cię uratowałem i powiedziałaś, że mi się odwdzięczysz. Teraz mam tylko jedno życzenie: zobaczyć, jak Henry się ustatkuje i założy rodzinę, żebym mógł spać spokojnie. Spędź z nim trochę czasu dla mnie. Jeśli nic z tego nie wyjdzie, nie będę naciskał."
Zoey zamilkła. Jesse tak to przedstawił, a jeśli znów odmówi, wyjdzie na niewdzięcznicę.
Po przemyśleniu, Zoey skinęła głową. "Dajcie mi miesiąc. Jeśli nadal nic do siebie nie poczujemy, proszę, żebyś nie naciskał, Jesse."
Henry zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony. "Jesse, nie zgadzam się. Już..."
Ale ostry wzrok Jesse'ego go uciszył. "Henry, nie zapominaj, dlaczego możesz codziennie zajmować się swoimi hobby. To dlatego, że załagodziłem sprawy z twoimi rodzicami. Jeśli nadal uważasz mnie za swojego dziadka, nie odrzucaj mojego układu."
To szybko zamknęło Henry'emu usta. Zacisnął pięści i w końcu zgodził się, "Dobrze, tylko miesiąc."
Twarz Jesse'ego rozjaśniła się uśmiechem. "O to właśnie chodzi! Nie ustawiam cię z Zoey, żeby ci dokuczyć! Z czasem zobaczysz jej dobre strony."
Widząc, że główny temat został zamknięty, Zoey wstała. "Jesse, robi się późno. Powinnam wracać do domu."
Jesse wydął wargi, "Ta rodzina Kingów traktuje cię tak źle, po co wracać i się męczyć? Czemu nie zostaniesz tutaj? W każdym razie, za kilka dni organizujemy twoje przyjęcie zaręczynowe, więc nie ma znaczenia, gdzie będziesz."
Henry'emu pulsowało w skroniach, ale zanim zdążył coś powiedzieć, Zoey się odezwała. "Zapomnij, mam kilka spraw do załatwienia w domu. Odwiedzę cię następnym razem."
Wiedząc, że nie może zatrzymać Zoey, Jesse niechętnie skinął głową, nie zapominając, by szturchnąć Henry'ego, żeby ją odprowadził.
Maybach pędził przez ruch uliczny, Zoey opierała się o okno, patrząc na ciemniejące niebo, zamyślona.
Henry zerknął w jej stronę i nie mógł oderwać wzroku. Musiał przyznać, że Zoey była oszałamiająca. Nie była tylko ładna—jej gęste, ciemne rzęsy, czarujące oczy, skóra jak delikatny jadeit i pełne, płatkowe usta, które wydawały się naturalnie zabarwione uwodzicielską czerwienią.
Po chwili Henry zdał sobie sprawę, że się gapi i odwrócił wzrok, zirytowany na siebie.
Bez względu na to, jak piękna była, była po prostu wulgarna i nie mogła się równać z kobietą z tamtej nocy. Musiał tylko poczekać do końca miesiąca. Zarówno on, jak i jego dziadek Jesse wiedzieli, że już miał kogoś w sercu. Co do Zoey, nigdy więcej nie skrzyżują swoich dróg!
Podróż była cicha. Kiedy samochód w końcu zatrzymał się przed rezydencją rodziny King, Henry powiedział chłodno, "Jesteśmy na miejscu."
Zoey mruknęła w odpowiedzi, podziękowała mu i wysiadła z samochodu.
Gdy tylko się odwróciła, Henry'ego zimny głos przeszył powietrze, "Przez ten miesiąc, oprócz udawania przed Jessem, udawajmy, że się nie znamy. Dla twojej informacji, już mam kogoś w sercu. Nie ma dla nas szans."
Zoey zatrzymała się, odwróciła i dała mu chytry uśmiech. "Nie martw się, ja też nie jestem tobą zainteresowana."
Po tych słowach Zoey odwróciła się i weszła do środka, zostawiając Henry'ego w samochodzie, z ciemnym wyrazem twarzy, wpatrującego się w jej plecy.
W następnej chwili zadzwonił jego telefon. Henry odebrał z surową miną, "Mów szybko!"
Lenistwy głos rozległ się z drugiej strony, "Tsk tsk, dlaczego taki wkurzony? Kto cię wkurzył, nasz wszechmocny panie Phillips?"
"Benjamin, jeśli się nudzisz, nie mam nic przeciwko anulowaniu kilku umów, żebyś miał zajęcie," Henry prychnął chłodno.
Benjamin White szybko błagał, "Dobrze, dobrze, tylko żartowałem! Mam dla ciebie świetne wieści! W końcu skontaktowałem się z Mistrzem Szachowym, którego szukałeś!"
"Naprawdę?" Twarz Henry'ego natychmiast się rozjaśniła. Uwielbiał szachy, ale rzadko znajdował godnego przeciwnika, aż do remisu z Mistrzem Szachowym trzy lata temu.
Gdyby nie wypadek, nie szukałby tego przeciwnika przez trzy lata!
Ton Benjamina był dumny, "Ale nie ekscytuj się za bardzo. Skontaktowałem się tylko z asystentką Mistrza Szachowego. Nie miałem jeszcze przyjemności spotkać jej osobiście. Więc mogę tylko przekazać zaproszenie, bez gwarancji."
Henry nie miał nic przeciwko. "Nie ma problemu, tylko przekaż moje zaproszenie. Ona wie, kim jestem; nie odmówi."
Po zakończeniu rozmowy, Henry'ego ponury nastrój zniknął, a on polecił Terry'emu odjechać.
Terry jednak zauważył coś i wskazał na tylne siedzenie, "Czy to nie torba panny King? Zapomniała ją."
Twarz Henry'ego pociemniała. Ta nieuważna kobieta!
Tymczasem Zoey właśnie otworzyła drzwi i zobaczyła na kanapie trzy osoby z różnymi wyrazami twarzy.
Luna była taka jak zawsze, z czerwonymi oczami i wyglądająca żałośnie. Gdy tylko zobaczyła Zoey, zaczęła udawać łzy. "Zoey, jak mogłaś być tak nierozsądna! Nawet jeśli rodzina King jest mała, nigdy ci niczego nie odmawialiśmy. Dlaczego zrobiłaś coś tak głupiego dla pieniędzy i zawstydziłaś naszą rodzinę?"
Timothy i Hazel wyglądali na rozczarowanych. Zoey była zdezorientowana, "O czym mówicie?"
Widząc, że Zoey zaprzecza, Hazel pomyślała, że udaje głupią i wściekle podeszła, aby ją spoliczkować. "Niewdzięczna dziewczyno! Nadal udajesz, że nie wiesz!"